Jestem po chemioterapii, moja walka o zdrowie dobiega końca. Teraz zaczynam prawdziwą walkę o powrót do codzienności. Choroba wywróciła moje życie do góry nogami, jest więc co odbudowywać. Na powrót do pracy jest jeszcze za wcześnie, dlatego skupiam się na tym, czym mogę zająć się już teraz. Towarzyskie relacje i uroda są na moim celowniku.
Przed chorobą do urody przywiązywałam mniejszą uwagę
Przed chorobą uroda miała dla mnie drugorzędne znaczenie. Myślę, że takie, jak dla przeciętnej młodej kobiety. Starałam się zdrowo odżywiać, ale nie zamęczałam się żadnymi rygorystycznymi dietami, a czekolada była moją słabością. Nie przepadałam za siłownią, dlatego kilka lat temu zaczęłam biegać. Żadne długie dystanse i niekoniecznie regularnie – raczej kilka razy w miesiącu, miłe przebieżki po parku, podczas których cieszyłam się zapachem drzew, a zimą nielicznymi słonecznymi dniami.
Jedynie włosy – te zawsze mnie wyróżniały. Gęste, długie włosy i wyraźne brwi podkreślały moją śniadą urodę. Dlatego tak bardzo cierpiałam po ich utracie w wyniku leczenia chemioterapią.
Wypadanie rzęs po chemioterapii a zabiegi kosmetyczne
Zdrowy rozsądek jednak spychał ten problem na drugi plan, czyniąc z niego nijako motywację – „Jak tylko zacznę wracać do zdrowia, od razu coś z tym zrobię!”. I teraz właśnie nadszedł ten czas. Włosy powoli odrastają, nauczyłam się cieszyć krótką fryzurą, chociaż z utęsknieniem czekam, aż odrosną chociaż do ramion. Mimo pojawienia się pierwszych rzęs, to właśnie one najlepiej odzwierciedlają, jak ciężką terapię przeszłam niedawno temu. Kamuflaż był jedynym moim ratunkiem.
O przedłużaniu i zagęszczaniu rzęs słyszałam już nie raz, ale ponieważ nie odczuwałam takiej potrzeby, nigdy tematu nie zgłębiałam. Okazuje się, że metoda 1:1 polega na doklejaniu pojedynczych rzęs do naturalnych. Kosmetyczka grubość i długość włosków dostosowuje idealnie do każdego klienta, dzięki czemu efekt jest naprawdę wyjątkowo naturalny. Koleżanka ze szpitala poleciła mi zaprzyjaźniony salon kosmetyczny – zadzwoniłam, umówiłam się i w wyznaczonym terminie poszłam.
Przedłużanie rzęs działa cuda!
Efekt naprawdę mnie zaskoczył! Rzęsy nie są oczywiście tak gęste i długie, jak wcześniej, ale to tylko kwestia kilku miesięcy. Kiedy moje naturalne rzęsy trochę odrosną, będzie można do nich doczepić jeszcze więcej sztucznych włosków. Widząc efekt u innych klientek naprawdę nie mogę się doczekać! Kto wie, może zabieg przedłużania i zagęszczania rzęs stanie się moim ulubionym?